"Jackie Brown" to historia oparta na postmodernistycznej powieści Elmore’a Leonarda "Rum Punch". Jej adaptacją na szklany ekran zajął się Quentin Tarantino. Kto zetknął się z kinem, jakie
"Jackie Brown" to historia oparta na postmodernistycznej powieści Elmore’a Leonarda "Rum Punch". Jej adaptacją na szklany ekran zajął się Quentin Tarantino. Kto zetknął się z kinem, jakie serwuje nam ów artysta, może spodziewać się specyficznie pogmatwanej opowieści, wypełnionej groteską, intrygą, retrospekcją, barwnymi i pikantnymi dialogami, a także pedantycznie dopracowanymi scenami. Czy znajdzie to wszystko w jednym z najmniej popularnych filmów Tarantino? Z pewnością tak. Może nie w takim natężeniu jak w najwybitniejszym dziele tego reżysera ("Pulp Fiction"), ale wystarczająco często, by nadać "Rum Punch" Leonarda autorskiego, zaiste tarantinowskiego charakteru. Ale jest jeszcze coś. Tarantino zawsze wyciąga z rękawa niespodziankę, potrafiącą zaskoczyć nawet najwytrawniejszego fana jego kina. W "Jackie Brown" jest nią z pewnością - nad wyraz częsta - obecność wartości moralnych, etycznych i estetycznych, takich jak: elegancja, melancholia, muzyka, zauroczenie, miłość, przyjaźń, szacunek czy wreszcie zaufanie. Tyle romantyzmu u Tarantino? Kto by pomyślał...
O czym tak sensu stricto jest "Jackie Brown"? To historia czterdziestoczteroletniej stewardessy (w tej roli Pam Grier) pracującej dla tanich linii lotniczych. Tytułowa bohaterka nie może dostać pracy w renomowanej firmie ze względu na swoją przeszłość, która, mówiąc krótko, nie jest nieskazitelna. Nie posiadająca perspektyw, tkwiąca w martwym punkcie Jackie, postanawia "dorobić coś na boku". Regularnie szmugluje z Meksyku do USA brudne pieniądze dla handlarza broni, niejakiego Ordella Robbiego (jak zwykle przebojowy Samuel L. Jackson). W końcu wpada w pułapkę zastawioną na nią przez dwóch agentów FBI (Michael Keaton i Michael Bowen). Z aresztu wyciąga ją jej "przełożony" za pośrednictwem poręczyciela Maxa Cherry’ego (Robert Forster). Ordell Robbie wykłada na kaucję i zatrudnienie Maxa aż 11000$. Czyni to nie ze względu na współczucie czy wyrzuty sumienia, lecz po prostu dla własnego bezpieczeństwa. Tuż po powrocie na wolność główna bohaterka po raz pierwszy wykazuje się niesamowitym sprytem i intuicją po mistrzowsku wychodząc z opresji. Uświadamia sobie jednak, w jak trudnej sytuacji się znalazła. Musi szybko wybrać pomiędzy zachowaniem milczenia i odsiedzeniem wyroku a pójściem na układ z "federalnymi", wsypaniem Ordella, powrotem do pracy i co za tym idzie - życiem w strachu przed zemstą do końca swoich dni. Decyzja, jaką podejmie Brown, rozpoczyna frapującą i pełną zwrotów akcji kryminalną intrygę.
Całość zaserwowana jest w stylistyce blaxploitation, przeznaczonej dla czarnoskórej ludności USA, święcącej największe triumfy na przełomie lat 70. i 80. Gatunek ten zalicza się do tzw. kina klasy B, do którego bardzo często sięgał, będąc jeszcze na dorobku, Quentin Tarantino. Muzyka także jest "czarna" (głównie acid jazz i soul) i trzeba przyznać, że doskonale wpasowuje się w opowiadaną historię, tworząc tym samym znakomite tło dla obrazu. Aktorstwo jest co najmniej równie silną stroną filmu. Odtwórcy głównych ról stanęli na wysokości zadania. Ponadto wyróżnić należy Roberta De Niro i Bridget Fondę, którzy znakomicie wcielili się w drugoplanowe kreacje - odpowiednio Louisa i Melanie.
"Jackie Brown" jest bez wątpienia najspokojniejszą pozycją w całym dorobku Tarantino. Czy może przez to nudzić? Raczej nie. W zamian za zmniejszenie skali przemocy i ciętego języka oraz odejście od kina akcji otrzymujemy stylowość dzieła. Kto z "Pulp Fiction" najlepiej zapamiętał sceny z udziałem Pani Wallace i Vincenta, będzie usatysfakcjonowany. Pozostałym film może wydać się nieco za długi. Opus magnum Tarantino można w pewnym sensie uznać za syntezę krwawych, typowo męskich "Wściekłych psów" i subtelnej, pełnej kobiecości "Jackie Brown". Pomimo tej korelacji widzowie raczej nie będą cytować kwestii pochodzących z "Jackie Brown", reżyserzy raczej nie powinni wyciągać z tego filmu patentów na sukces swojego obrazu, a już na pewno specjaliści do spraw reklamy i marketingu nie zrobią z Ordella i Louisa duetu dwóch parówek...
Charakterystyczny klimat, jaki ma w sobie "Jackie Brown", nie pozwala jednak zniechęcać do sięgnięcia po tę pozycję.