Absurd na absurdzie i absurdem pogania. Już pomijam, że film sam w sobie kiepski. Ale jak ona się ma do poprzednich części? Rozwaliła mnie scena, w której Cathy wybacza matce- matce, która w dzieciństwie więziła ją i jej rodzeństwo i chciała ich wszystkim wymordować. Matce przez którą jej siostra popełniła samobójstwo. Matce, która potem odszukała rodzinę Cathy i namąciła jak ostatnia mątwa. A potem pitu-pitu w stodole, płacz i tulenie się do siebie. Guuuuupieee to!