Sama historia bardzo fajna, inspirująca ale ten film to jakaś farsa.
Każdy znajdzie coś dla siebie, mamy tu coś dla żądnych przygód - dziewczynka która jedyne o czym myśli to surfing i dla typowych zjadaczy chleba - malownicza okolica, piękny, duży dom, kolorowa, szcześliwa rodzinka, wszyscy jak z obrazka. Jak na Hollywood przystało jest dużo (za dużo) ckliwych scen, jak te wszystkie życiowe i nad wyraz dojrzałe gadki nastoletniej Bettanny, ktora to poza surfingiem wciąż bawi się lalkami. Nie potrzebna była też ta wizja, którą rzekomo bohaterka przeżywa podczas tego ostatniego ślizgu. Takich drobiazgów znajdzie się jeszcze kilka
Ale przede wszystkim znalazłem jeden moment, który jest już ciosem poniżej pasa. Kiedy Bettanny i Malina (ta jej największa przeciwniczka) ścigają się do fali, płyną wgłąb morza, prosto na fale. Mistrzem surfingu nie jestem ale miałem troche do czynienia i znam się na tyle żeby wiedzieć że powinny w tym momencie płynąć w stronę brzegu. Nagle nasza bohaterka nurkuje pod fale (cały czas przodem do niej), robi niesamowity (i nierealny) zwrot pod wodą i wynurza się odrazu wskakując na fale. Nie wiem czy ktoś zwrócił uwage na to ale mi sie chce plakać normalnie.
Ciekaw jestem też co powiedziała prawdziwa Alana Blanchard, którą pokazali jako słodką blondyneczke, na różowej desce, której największym problemem jest kolor kostiumu w którym wystąpi. No qrwa świętokradztwo.
Hollywood ma widzów za idiotów i już nawet nie próbuje tego ukryć
scena gdy Alana wiosłując jedna ręką daje radę dotrzymać tempa Malinie to również spore przegięcie, ogólnie film wpisuje się w amerykańską poprawność polityczną - niepełnosprawni nie tylko dorównują zdrowym ale i mogą być lepsi jeśli tylko bardzo tego chcą, nie załamują się i dużo ćwiczą...takie ichnie przykazanie ku pokrzepieniu serc